spotkanie z tym filmem - zupełny przypadek, jak to zwykle bywa: noc, klikałam w komputer, a na tv miałam włączony akurat discovery, po tytule stwierdziłam - kolejny przyrodniczy film... a tu taka perełka

na pierwszy plan u timothy'ego wysuwają mi się objawy przypominające nerwicę natręctw - powtarzanie po kilka razy tych samych słów, zwrotów ("umrę za te zwierzęta"), zachowań, gestów (potrząsanie głową, odgarnianie grzywki) - można się zastanawiać: chęć zaakcentowania niektórych momentów jego wypowiedzi, objaw perfekcjonizmu czy powyżej wspomniane zaburzenie?...

sprawiający wrażenie walczącego ze złem wesołka, a wewnątrz - niepewny siebie, depresyjny, wycofany mężczyzna-chłopiec; bratający się z dzikimi zwierzętami, uciekający na całe miesiące ze świata nie potrafiących go zrozumieć ludzi w świat misi, zatracając się i gubiąc przy tym racjonalne spojrzenie na własną misję, jaką sobie obrał

popularyzator, obrońca, ale zbyt ufny - podnoszący dzikie niebezpieczne zwierzęta do rangi ludzi, a potem nawet do istot lepszych od rasy ludzkiej, nazywający ich "swoimi przyjaciółmi" - co w konsekwencji go zgubiło
szczery, nadwrażliwy - tyle przymiotników już wymieniłam...

steve irvin i timothy - stawiając ich obok siebie - obaj pasjonaci i ryzykanci, obaj zginęli robiąc to co kochali - steve wydaje się o wiele bardziej zrównoważony
ale gdyby nie pełen sprzeczności bohater - film nie byłby tak dobry

piękna muzyka, piękne krajobrazy, ton głosu timothy'ego - taki... przejmujący, chłopięcy
wzruszająca scena z odsłuchiwaniem przez herzoga ostatniej taśmy timothy'ego

film niesamowity, obowiązkowa pozycja