i znowu werner znalazl sobie wyrzutka spolecznego, ktorego historie uczynil osnowa pieknego filmu o heroizmie przez szalenstwo zmieniajacym sie w totalne zatracenie. tym razem jednak jest to film dokumentalny ze zdjeciami kreconymi glownie przez samego bohatera, tym niemniej, slynny niemiec ponownie udowadnia ze jest w wysmienitej formie, bo - moim zdaniem - 'grizzly man' piekno swoje zawdziecza glownie wrazliwosci artystycznej i trafnemu komentarzowi rezysera.
sam film jest swego rodzaju subtelna eksploracja duszy czlowieka rownie wrazliwego, co zagubionego w chaosie wspolczesnej cywilizacji, zalewie tandety i malostkowosci, czlowieka ktory rozpaczliwie pragnal nadac sens swemu istnieniu w cywilizacji, ktora, choc gardzil, to byl mocno przesiakniety. bunt tego rodzaju z samej definicji ma charakter tragiczny, i nawet skala jego wybuchu czy przejawow, nie ma tu zadnego znaczenia, bo zakonczenie moze byc tylko jedne. a bunt timothy'ego jako jednostki nieprzecietnej, nie mogl wyrazac sie w trywialnym dzialaniu, ale jak to w kulturze amerykanskiej bywalo, musial miec wielka skale a najlepiej jeszcze gdyby byl nasiakniety chociaz odrobina patosu. taki wlasnie romantyczny sposob pozwalal odreagowac bohaterowi, pozwalal mu nabrac szacunku do samego siebie, pozwalal mu czuc sie szczesliwym przez te kilka tygodni. herzog przedstawil te postac i jej historie calkowicie neutralnie, w sposob pelny zrozumienia.

jesli komus przypadla do gustu ta liryczna odyseja kultowego niemieckiego rezysera, polecam obejrzec jego wczesniejszy film fabularny 'tam gdzie snia zielone mrowki' (1984), w ktorym podobne zetkniecie swiatow naturalnego (tradycyjnego) i cywilizowanego (ponowoczesnego) jest naswietlone nieco inaczej, ale z podobna poetycka wrazliwoscia.

btw. swietna passa - najpierw 'the wild blue yonder', pozniej 'grizzly man'. dawno nie widzialem tak dobrych dokumentow.